Zjawisko znane jako Steve, manifestujące się w postaci zachwycających fioletowo-zielonych świateł na niebie półkuli północnej, zostało po raz pierwszy zauważone i nazwane w nietypowych okolicznościach – podczas spotkania w pubie. Steve, który na pierwszy rzut oka przypomina zorzę polarną, w rzeczywistości jest czymś zupełnie innym.
Nazwa „Steve” powstała około ośmiu lat temu, kiedy Elizabeth MacDonald, fizyk z NASA, spotkała się z grupą amatorów astronomii w pubie w Calgary. To właśnie tam, dyskutując o zjawisku, które fotografowali, uczestnicy spotkania zdecydowali nazwać je „Steve”, na cześć postaci z animowanego filmu „Po drugiej stronie żywopłotu”.
Steve różni się od zórz polarnych. Podczas gdy zorze są wynikiem oddziaływania naładowanych cząstek z atmosferą Ziemi, Steve prawdopodobnie jest wizualnym przejawem czegoś znanego jako subauroral ion drift (SAID) – wąskiego przepływu naładowanych cząstek w górnych warstwach atmosfery. Steve pojawia się jako pasmo w kolorze bławatnym, często towarzyszy mu zielony wzór przypominający płotek.
Zjawisko Steve’a można najlepiej zaobserwować przez obiektyw aparatu. Dla ludzkiego oka może wyglądać jak słaby ślad za samolotem. Kamery są jednak bardziej wrażliwe na światło, co pozwala uchwycić żywe kolory Steve’a.
Naukowcy zachęcają pasjonatów fotografii, by dzielili się swoimi zdjęciami zórz i Steve’a, co pomaga w lepszym zrozumieniu tych zjawisk. Steve najczęściej pojawia się w okolicach równonocy, wiosną i jesienią, a obserwacje są możliwe zwłaszcza podczas okresów zwiększonej aktywności słonecznej, co ma miejsce co około 11 lat.
Źródło: Yahoo News