Ali Hajimiri, profesor inżynierii elektrycznej z Caltech, pracuje od dekady nad projektem umieszczania paneli słonecznych w kosmosie i przesyłania energii na Ziemię. Pomysł ten, choć brzmi futurystycznie, ma swoje korzenie już w 1941 roku w opowiadaniu science fiction Isaaca Asimova.
Projekt polega na umieszczeniu olbrzymich satelitów słonecznych, każdego o średnicy ponad jednej mili, na bardzo wysokiej orbicie. Te gigantyczne struktury, składające się z setek tysięcy mniejszych modułów montowanych przez autonomiczne maszyny robotyczne, będą łapać energię słoneczną i przekształcać ją w mikrofale, które następnie zostaną bezprzewodowo przesłane na Ziemię.
Na Ziemi, mikrofale te będą odbierane przez specjalne anteny (zwane „rectennas”), które przekształcą je z powrotem w elektryczność i wprowadzą do sieci energetycznej. Takie satelity mogłyby dostarczać do 2 gigawatów mocy, porównywalnie z dwoma przeciętnymi elektrowniami jądrowymi w USA.
W styczniu tego roku, Hajimiri i jego zespół zrobili krok naprzód, uruchamiając prototyp Maple, małego satelity z elastycznymi panelami słonecznymi, lekkimi nadajnikami, który z powodzeniem przesłał energię bezprzewodowo w kosmosie, a także na Ziemię.
Rozwój technologii oraz potrzeba czystej energii sprawiają, że kosmiczne farmy słoneczne stają się coraz bardziej realną opcją. Koszty wysyłania satelitów spadły dzięki rozwojowi rakiet wielokrotnego użytku przez firmy takie jak SpaceX czy Blue Origin.
Jednak, mimo obiecujących postępów, przed komercjalizacją kosmicznych farm słonecznych stoi wiele wyzwań, w tym skalowanie technologii i regulacje prawne. Pomimo to, zarówno rządy, jak i prywatne firmy na całym świecie widzą w nich ogromny potencjał, mogący przyczynić się do rozwiązania kryzysu klimatycznego.
Źródło: Yahoo News