Skip to main content

Od dziesięcioleci naukowcy wiedzieli, że we Wszechświecie brakuje połowy zwykłej materii. Teraz, dzięki nowatorskim analizom, udało się wreszcie ustalić, gdzie się ukrywała – w ogromnych, niewidzialnych chmurach zjonizowanego wodoru wokół galaktyk.

Choć wodór to najpowszechniejszy pierwiastek we Wszechświecie, jego ogromne ilości pozostawały niewykrywalne. W przestrzeni międzygalaktycznej gaz jest zbyt rozrzedzony, by emitować widoczne światło. Ale zespół naukowców z USA i Europy zastosował nową metodę: wykorzystali promieniowanie tła mikrofalowego, czyli pozostałość po Wielkim Wybuchu, jako rodzaj kosmicznego podświetlenia. Obserwując, jak to światło zmienia się podczas przechodzenia przez obłoki wodoru, odkryli ślady brakującej materii.

Kluczowe okazało się tzw. zjawisko Suniajewa-Zeldowicza, czyli rozpraszanie promieniowania przez elektrony. Aby uchwycić te niezwykle subtelne zmiany, naukowcy zebrali dane z ponad miliona galaktyk w promieniu 8 miliardów lat świetlnych i „ułożyli” je warstwowo, by wzmocnić słabe sygnały. Wyniki pokazały, że wodór otaczający galaktyki tworzy gigantyczne halo – znacznie większe niż wcześniej sądzono.

Odkrycie może mieć ogromne znaczenie dla badań nad ewolucją galaktyk. Gdy czarne dziury w ich centrach stają się aktywne, wyrzucają materiały w przestrzeń, co może tłumić powstawanie nowych gwiazd. Teraz okazuje się, że efekty tych wybuchów sięgają znacznie dalej niż przewidywano.

Choć to odkrycie rozwiązuje część zagadki, wciąż pozostaje wiele pytań. Część brakującej materii może być ukryta w kosmicznej sieci z ciemnej materii. Ale jedno jest pewne – kosmiczna mgła, która do tej pory umykała naszej uwadze, właśnie zaczęła się odsłaniać.

Źródło: Science Alert